Rośliny pamietają...

Nauczyłam się czytać rośliny tak, że byłam w stanie odtworzyć topografię wioski: gdzie były domy, gdzie cerkiew, gdzie kapliczka. Wiedziałam nie tylko, jakie ludzie sadzili rośliny, ale też dlaczego. Po jakimś czasie było dla mnie oczywiste, że jeśli widzę dwie lipy, to stała tam kapliczka, a jeśli jesiony w półkolu, to cerkiew – mówiła Gazecie Stołecznej. Widziała purpurowe kwiaty barwinka pospolitego sadzone na grobach, łodygi azotolubnych pokrzyw tam, gdzie kiedyś stały zagrody, a pola nawożono obornikiem. Tyczki szczawiu alpejskiego w miejscach po owczarniach. Przydomowe łany agrestu i porzeczek, rudbekie wyznaczające linie płotów, żywopłoty z tarniny. Kasztanowce jako pamiątki po zabudowaniach dworskich. Lipy w alejach i te pojedyncze noszące w swoich słojach wspomnienia o narodzinach, zaręczynach, ślubach. Rosochate dęby pasterskie o koronach tak rozległych, że w ich cieniu mogło pomieścić się całe stado owiec. Zwykle uważa się, że natura zamazuje historię, wykonuje pracę zapominania – mówiła artystka. – Tutaj, w Bieszczadach, pozornie też tak jest: trawa zarasta cmentarze, las rośnie na dawnych polach. Ale z drugiej strony obecność roślin jest jedynym śladem obecności ludzi, których kultura przeminęła. W tych roślinach trwa pamięć o nich.”

fot. J. Tokarczyk, 2006

To fragment z nowej książki Adama Robińskiego „Kiczery. Podróż przez Bieszczady”, dotyczący artystycznego projektu Karoliny Grzywnowicz, która do warszawskiej galerii Zachęta przeniosła fragment karpackich łąk ze Stańkowej i Przybyszowa. Autor pięknie zauważa, że „BOTANIKA DAŁA GRZYWNOWICZ JĘZYK, KTÓRYM POSTANOWIŁA OPOWIEDZIEĆ O POKRĘTNYCH LOSACH POŁUDNIOWO-WSCHODNIEGO POGRANICZA. Uprawiając archeologię widoku, dała głos ziemi. Rekonstruowała życie nieistniejących już wsi. Wskrzeszała doliny”. Chyba każdy, kto kiedykolwiek prowadził prace w terenie wie, jak wiele o przeszłości danego miejsca mogą powiedzieć rośliny.


Historia ta ma niestety dość przewrotny koniec. Po zakończeniu wystawy, rośliny z karpackich wsi zostały wsadzone na skwerze na warszawskim Powiślu, a następnie... brutalnie skoszone kosiarkami:( Robiński kwituje całą historię trafnym stwierdzeniem: „Stańkowa i Przybyszów jeszcze raz zostały wymazane. Chwasty wytępione. Głupi ludzki błąd wzniósł sztukę na wyższy poziom metaforyki”.

fot. J. Tokarczyk, 2006

Komentarze

Popularne posty